Ostatnio mamy do czynienia z całą serią szybkich i jak rozumiem – sprawnych inicjatyw ustawodawczych „przeprowadzanych przez Sejm” mocą rządzącej większości. Są wśród nich projekty ustaw podatkowych. Jeden z pierwszych – najważniejszych dla budżetu, to poselski projekt ustawy o podatku od niektórych instytucji finansowych. Czyli o podatku majątkowym od banków i firm ubezpieczeniowych.
Dokument krótki – 16 artykułów na 4 stronach maszynopisu. Mniejsza o szczegóły samego podatku. Sześć rodzajów podatników, dwie stawki, bardzo syntetycznie przedstawiona podstawa opodatkowania i sposób rozliczeń. Słowem – szerokie pole do dywagacji.
Spontanicznie przychodzi refleksja, że przecież przy tworzeniu przepisów fiskalnych, w obecnym polskim systemie, wymagana jest wręcz chorobliwa skrupulatność, co oznacza dokładnie rozpracowaną kazuistykę i dużą dozę twórczej wyobraźni. Podatnicy są bowiem dobrze wyćwiczeni w wyszukiwaniu legislacyjnych luk, niedoskonałości, niedopowiedzeń, które pozwalają uniknąć płacenia tej czy innej daniny. A szczególnie – służby podatkowe banków i ubezpieczycieli, które mają ochronić mocodawców przed zapłaceniem kilku miliardów złotych.
Dlatego można żywić szczere obawy o dalszy los tej ustawy oraz wprowadzonego nią nowego podatku. Jeśli ustawa fiskalna miała by być prosta i skondensowana, trzeba tak w ogóle – zreformować system. Wprowadzić do niego kilka norm ogólnych – przedstawiających podstawowe zasady, które przyświecają ustawodawcy i pozwalają prawidłowo zinterpretować poszczególne przepisy.
Laikowi, który nie chce wnikać w kwestie definiowanych pośrednio pojęć takich jak „nadwyżka sumy aktywów wynikająca z zestawienia obrotów i sald…” warto zadedykować do rozmyślań przepis, którego istnienie jest w miarę klarowne do zrozumienia.
Twórcy projektu wzięli sobie do serca stale podnoszony argument, że banków nie można opodatkowywać, gdyż cały podatek przerzucą na swoich klientów. Dlatego wprowadzono klauzulę zabezpieczającą stabilność rynku usług finansowych, o następującym brzmieniu:
„Wprowadzenie podatku określonego niniejszą ustawą nie może stanowić podstawy zmiany warunków świadczenia usług finansowych i ubezpieczeniowych wykonywanych w oparciu o umowy cywilnoprawne zawarte przed dniem wejścia w życie niniejszej ustawy, chyba że możliwość zmiany warunków usług została wprost w umowie przewidziana w przypadku wprowadzenia podatku od aktywów z wyprzedzeniem nie krótszym niż 6 miesięcy przed datą wejścia w życie ustawy.”
Innymi słowy – nowa danina w dacie jej wprowadzenia, ma pozostać neutralna w stosunku do kwot opłat, prowizji i składek obowiązujących wobec obsługiwanych już klientów. Fakt. Więc przede wszystkim – wolno będzie stosować gorsze warunki wykonywania usług wobec nowych klientów. Wątpię, by którakolwiek z instytucji jawnie zdecydowała się na taką praktykę. Choć monopol świadczenia usług finansowych wymusza na odbiorcach akceptację nawet skrajnie niekorzystnych rozwiązań. Gorsze warunki świadczenia usług wobec obecnych klientów mogą być także stosowane. Bez większych przeszkód,. Wystarczy, dokonując zmiany usługi na niekorzyść, nie podać, że powodem jest wprowadzenie nowego podatku. I w ten sposób – zapis ustawy, mający chronić konsumentów, będzie najprawdopodobniej martwym, pobożnym życzeniem. By uczynić go skutecznym, trzeba by wymienić szczegółowo – jakie warunki świadczenia usług mają pozostać bez zmian, w jakim zakresie i przez jak długi czas. Tu potrzebny byłby czas na zebranie wszelkich użytecznych informacji oraz szczegółowe konsultacje ze specjalistami i praktykami rynku usług finansowych oraz kilku innych dziedzin. Czas, którego nie zdecydowano się poświęcić.